czwartek, 17 sierpnia 2017

I hate you so much [#17]




Nagły hałas rozwrzeszczanych przyjaciół za ich plecami spowodował, że oboje obrócili na moment swoje głowy w tył.
- Dobrze się bawią – zauważyła Renee z lekkim uśmiechem. Chociaż było ciemno, zauważyła, że BamBam nie miał tego za powód do uśmiechu. Już dawno spostrzegła, że dziwnie się zachowywał, ale skoro jej pierwsze podejrzenie było błędne, nie wiedziała, co mogło być tego powodem. Poza tym, że było to w jakimś stopniu związane właśnie z nią, bo już któryś raz próbował z nią porozmawiać i dotąd niczego się nie dowiedziała.
- BamBam, na pewno wszystko w porządku? – zapytała, zatrzymując się i obracając przodem do chłopaka. Siedemnastolatek również obrócił się do niej, ale głowę opuszczoną miał nisko. Renee przyglądała mu się milcząc, z każdą sekundą coraz mocniej zmartwiona. Nie podnosił głowy, a ręce schowane miał do kieszeni wielkiej czerwonej bluzy. – Co się stało, powiedz mi?
- Czego się boisz? – wypalił nagle, podnosząc głowę. Patrzył w jej oczy, ściskając w palcach zeszyt. Ten moment, był najbardziej stresującym momentem w jego życiu. Tak naprawdę ryzykował więcej niż krzyk i nienawiść ze strony Renee Dallas. Mógł nawet zostać zawieszony, albo i narazić zespół na skandal. Bo niby znali się i nawet przyjaźnili na swój sposób, ale jak się niedawno okazało nie wiedział o niej wcale zbyt wiele. Skąd miałby wiedzieć, co po tym wszystkim zrobi Renee?
- Słucham? – powtórzyła, zbita z tropu. – Czemu pytasz?
Przez chwilę wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć. Bujnął się dwa razy w przód i w tył, przeczesał barwione włosy palcami, a w końcu westchnął głęboko. Podszedł do niej blisko i wyciągnął coś z kieszeni, co z początku nie przypominało jej pamiętnika. Dopiero, gdy wsunął go w jej ręce, zrozumiała. Wszystko już rozumiała. Dlatego był taki dziwny. Mimo wszystko... mimo tego, że wszystkimi zmysłami to poczuła, nie chciała wierzyć, że to właśnie on jej go ukradł.
- Ty... cały czas go miałeś? – zapytała wciąż wpatrując się w pamiętnik. Nie widziała jego twarzy, ani nie słyszała odpowiedzi. Ale to dobrze, nie chciała jej słyszeć. Po chwili podniosła na niego swój wzrok i przełknęła ślinę, przyglądając się mu. Żal płynął w dół jej policzków, po jej ustach i brodzie. A on wolałby zostać skrzyczany, uderzony, zmieszany z błotem, byle tylko nie musieć na nią patrzeć w takim stanie. Nie, on nie tylko nie chciał na to patrzeć, nie chciał, by ona kiedykolwiek indziej znowu się tak czuła. Chciał, żeby była szczęśliwa, żeby się nie bała... a teraz płakała przez niego.

°

Podczas, gdy BamBam rozmawiał z Renee, a biesiady przy ognisku trwały w najlepsze, Saeryeong pożegnawszy się z przyjaciółmi wróciła do swojego pokoju. Niedługo po tym ze swojego leżaka zniknął również lider siódemek, co przemknęło właściwie niezauważalnie przed nosami reszty.
Nieczęsto zdarzało jej się, by szła do spania bez wzięcia uprzednio prysznicu lub kąpieli, jednak tym razem w ogóle jej się do tego nie spieszyło. Jedyne, o czym marzyła, to zakopanie się w pościeli i smaczny, jak najdłuższy sen. Dlatego przebrała się szybko w swoje ciuchy do spania i już miała wchodzić pod kołdrę, kiedy coś zastukało w jej okno. Wzdrygnęła się i znieruchomiała natychmiast, wystraszona. Po chwili jednak uznała, że musiał to być wiatr, lub któreś z dzieciaków robi sobie żarty i zignorowałaby to, gdyby w oknie nie pojawiło się światło. Przymrużyła oczy, podchodząc do niego, po chwili otworzyła je i wyjrzała na zewnątrz. Stał pod nim Jaebum. Głowę uniesioną miał wysoko, by móc na nią patrzeć, a na jego ustach malował się jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jakie widziano na świecie. Pomachał jej ręką, mimo, że dzieliło ich może pół metra.
- Hej – przywitał się, chowając telefon do kieszeni. Nie trudził się przy tym, by wyłączyć latarkę, bo po co? Takie detale nie liczyły się, kiedy miał przed sobą Han Saeryeong. I domniemanie więcej alkoholu we krwi niż samej krwi. Ale to kolejny szczegół!
- Hej – odpowiedziała, nie mogąc ukryć uśmiechu spowodowanego widokiem chłopaka i jego szczęśliwej twarzy. Nim zdążyła pomyśleć o zapytaniu go, po co do niej przyszedł, ten wdrapał się już na podmurówkę drewnianego domku i zawisnął na parapecie, stękając przy tym śmiesznie. Trochę mu zajęło, zanim wlazł do środka, ale w końcu się udało. Stanął wtedy przed Saeryeong i znowu obdarzył ją pięknym, szczerym uśmiechem. Dziewczyna zaśmiała się, analizując w głowie drogę, którą musiał przebyć tego wieczora, żeby znaleźć się teraz naprzeciw niej.
- Co mogę dla ciebie zrobić? – zapytała, przyglądając mu się.
- Skoro już pytasz... - zaczął, zdejmując z siebie kurtkę. Zrobił to całkiem sprawnie, co było dla dziewczyny lekkim zaskoczeniem. Rzucił ją na krzesło obok i wystawił ręce w jej stronę. – Mogłabyś mnie przytulić.
Przyglądała mu się przez chwilę z konsternacją. W końcu przybliżyła nos do jego ust, by sprawdzić, czy pachniał alkoholem. Nie był to uderzający odór, ale musiał coś pić. Z resztą sama wcześniej widziała. Wyglądał teraz, jednak, całkiem trzeźwo. Stał prosto, patrzył spokojnie, nie wykonywał żadnych nagłych ruchów. Czekał, aż dziewczyna zrobi swoje i dojdzie do jakichś konkretnych wniosków. Z drugiej strony, ta stanęła przed nim i przekrzywiła głowę lekko na bok.
- Nie jesteś pijany? – zapytała.
- Chyba nie – odparł, powstrzymując śmiech. – A wyglądam tak?
Przyglądała mu się jeszcze przez chwilę podejrzliwie.
- Czego chcesz?
- Żebyś mnie przytuliła~
Wyciągnął ręce w jej stronę i objął jej talię, przyciągając bliżej siebie. Czuł na początku lekki opór, ale prędko uspokoiła się i pozwoliła na tulenie. W końcu i sama ułożyła dłonie na jego ramionach, a on oparł policzek na jej ramieniu. Był tylko minimalnie wyższy od niej, więc nie stanowiło to dla niego większego problemu. Mógłby wręcz powiedzieć, że czuł się wspaniale. Stojąc tak przy niej, mając ją w swoich ramionach, serce przy sercu. Czuł coś głębokiego. I powziąłby się nawet myśli, iż była to miłość, o ile wykluczyłby chęć zwrócenia piwa na podłogę.
- Jaebum – szepnęła, głaszcząc go po ramieniu. – Nie powinieneś tu być.
W odpowiedzi wydał z siebie pomruk niezadowolenia i odchylił lekko, by popatrzeć w jej oczy, które rysowały się delikatnie na jej twarzy dzięki słabemu światłu ogniska z zewnątrz.
- Nie bój się mnie.
- Nie boję się, ale...
- Saeryeong-ah – przerwał jej. – Nie bój się mnie.
Brzmiał trochę, jakby czytał którąś z wypowiedzi Jezusa w Biblii. Może właśnie dlatego, albo wręcz przeciwnie - mimo temu wrażeniu, zatrzymała się w czasie i utopiła w jego spojrzeniu.

°

Jackson po chwili śmiechu i rozmowy z ChomChom – co, zaznaczam, wciąż było dla niego nowością i jeszcze się do tego nie zdążył przyzwyczaić – stwierdził, że jeśli raz jej ulegnie, to świat się nie zawali. W ramach kolejnej przysługi kazał jej opowiedzieć najciekawsze momenty, jakie przeżyła z Youngjae. Z jakiegoś powodu, kiedy słuchał o tym, jak ją przytulał, albo zaskakiwał w podobny sposób i kiedy opowiadała o nim z takim uśmiechem i rumieńcami na policzkach, czuł się źle. Czuł to samo, co wtedy na imprezie, kiedy z Jinyoung'iem wparowali niechcący do małej salki z pianinem. Kiedy widział ich dwoje tak blisko, kiedy usłyszał, że się całowali.
To nie może być tylko z jej powodu – myślał, analizując swoje poczucie humoru i słuchając jej opowieści.
- Wszystko w porządku? – zapytała, nagle sprowadzając go na ziemię, bo jak się okazało wcale jej nie słuchał tak uważnie, jak mu się wydawało.
- Tak, jasne – mruknął, odwracając wzrok w stronę gasnącego ognia.
- Wyglądasz na przygnębionego – zauważyła, a on wtedy zobaczył w jej zaspanych oczach cień zmartwienia. Mogła się nim przejmować? Tak po prostu po tylu latach wzajemnej nienawiści i stałej wojny?
- Tak, jest ok – mruknął, opuszczając głowę, co jednak kontrastowało z treścią jego wypowiedzi. – Mark wyjechał. Trochę się martwię.
Relacje pomiędzy Mark'iem i Jackson'em powszechnie zachwycały wszystkich, którzy się im przyglądali. Ich przyjaźń była wyjątkowa. Dziwna i pokręcona, ale naprawdę wyjątkowa. Byli, jak bracia z różnych matek, zawsze dbali o siebie nawzajem, czasami miało się wrażenie, że jeden drugiemu zastępuję tę matkę z którymi tak rzadko mają kontakt fizyczny. Żadne z ich przyjaciół nie miało wątpliwości co do złego samopoczucia Jackson'a, kiedy Mark'owi działo się coś złego i vice versa.
- Ale przecież Jinyoung sunbae z nim pojechał.
Jackson westchnął i wbił spojrzenie we wpatrujące się w niego oczy piętnastolatki.
- Nie rozumiesz dzieciaku.
- To spróbuj mi wytłumaczyć.
Może to alkohol, pora dnia, albo raczej nocy, czy w ogóle kwestia jego dołka emocjonalnego, ale patrzył na nią wtedy inaczej. Jego serce biło inaczej, mocniej, aż bolało. Jego myśli biły się z uczuciami, głowa mówiła jedno, serce chciało inaczej. Przez chwilę czuł ciepło od wewnątrz. Jednak po chwili zastąpił je chłód. Zrobiło mu się przykro z jakiegoś powodu. Odwrócił głowę i wstał z ławki.
- Późno jest - powiedział, wcisnąwszy dłonie do kieszeni swoich czarnych, luźnych spodni. - Powinnaś iść już spać.
- Są wakacje – mruknęła, marszcząc brwi na czole.
- Chcesz wracać sama, czy mam cię odprowadzić? – zapytał puszczając wcześniejszą uwagę ChomChom mimo uszu.

°

- Czytałeś go? – zapytała, ciągnąc nosem i starając się, nie brzmieć płaczliwie. Nawet mimo łez, które spływały po jej policzkach.
- Tak, ale poczekaj, noona... - Dziewczyna przygryzła wargę, odwracając twarz w inną stronę. – Ja chciałem ci pomóc! Naprawdę... wiem, że źle zrobiłem, przepraszam. Ale... ale proszę, daj sobie pomóc...
- Dosyć tego - ucięła, spoglądając na niego gniewie.  - Nie chcę z tobą rozmawiać. Nie przychodź do mnie więcej. A jeśli... jeśli komuś o tym powiesz... to źle się to skończy.
Nie powiedziała mu, jak konkretnie. Mógł sobie w takim wypadku dopisać do tej groźby wiele przykładowych zakończeń, ale najbardziej bolało go to, że w niczym nie pomógł, a jedynie pogorszył sprawę. Nie miał zamiaru już nikomu mówić, nie miał siły więcej angażować się w problemy Renee. Chciał tylko wrócić już do pokoju i zasnąć.

°

- Saeryeong-ah - odezwał się półgłosem JB. Dziewczyna mruknęła tylko ciche "hm" w odpowiedzi, jednak nie otwierała oczu. Miło jej było leżeć obok niego, owinięta jego silnymi ramionami. - Czym my jesteśmy?
Przez chwilę panowała cisza.
- Nie wiem - odezwała się w końcu po krótkim namyśle. - Przyjaciółmi? - zapytała, unosząc powieki i spoglądając w górę, na niego.
- Nie jestem pewien, czy przyjaciele tak się zachowują - odparł, zaczesując kosmyk jej włosów do tyłu.
Jaebum przyglądał się jej w taki sposób, jakby widział ją po raz ostatni w życiu. Czuł jej zapach, jej ciepło. Czuł się jakby we śnie i nie chciał z niego już nigdy obudzić. Przybliżył swoje usta do jej i pocałował ją delikatnie po raz kolejny tego wieczora.
- Nie możemy być parą oficjalnie - szepnęła Saeryeong, odsunąwszy się od niego na moment.
- Wiem. - Kontrakt to coś z czym się nie walczy. Można go jedynie naginać lub interpretować. - Ale nieoficjalnie... wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść - Oparł swoje czoło o to jej i przymknął powieki. - I poleżymy tak jak teraz... Hm? Wiesz o tym? - Pokiwała lekko swoją głową. Zasnęli tak razem z jednej strony szczęśliwego, że mogą być w swoim towarzystwie, a z drugiej strony smutni, przez wszystkie ograniczenia, jakie ich wiążą. Ale cóż mogli zrobić? Idol to osoba, która panuje nad swoimi emocjami dla dobra fanów. Dopiero później myśli o sobie samym.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz