niedziela, 15 października 2017

I hate you so much [#18]



- Naprawdę ją kocham.
- Ona ma czternaście lat, a ty dwadzieścia pięć!
- Wiek to tylko liczba!
- A więzienie, to tylko pomieszczenie!
To uczucie, kiedy twoje życie zamienia się w sitcom.
Jackson właśnie tak sobie leżał piątego dnia urlopu na ławce na dworze i przypomniał tę scenę z „Przyjaciół". Z ogromnym (wcale nie przesadzam, postawcie się na jego miejscu) bólem serca musiał przyznać, że nawet bohaterowie głupich seriali komediowych są od niego mądrzejsi. Co prawda ani on nie ma dwudziestu pięciu lat, ani Chommi czternastu, ale sens ten sam. Opatulony grubą, zimową kurtką wstał i popatrzył na pozostałości po wczorajszym ognisku.
Jest od niej o pięć lat starszy. Dotąd myślał, że jej nie znosi. Ona ma chłopaka. Czuł się wstrętnie z myślą, że mógłby się w niej zakochać. Czuł się winny.
Ale przecież ona kiedyś dorośnie, myślał, chcąc usprawiedliwić sam siebie przed sobą. Już nawet zaczęła. Nie wygląda wcale jak dziecko z gimnazjum.
Wstyd pomyśleć, co powiedziałby o nim Mark, gdyby się dowiedział, kto zajął serce Jackson'a. Pewnie by go wyśmiał. I wyzwał od zboczeńców, jak sama Chom. Kiedy zastanawiał się, co pomyśleliby o nim bliscy, to zwykle pomagało i sprawiało, że nie chciał już robić tego, nad czym się wcześniej zastanawiał. Teraz jednak zamiast nakierować swoje myśli na odpowiedni tor, zrobiło mu się przykro. Dlatego kopnął z frustracji kamyk, który leżał na ziemi, tuż obok jego buta, klnąc przy tym pod nosem.
- Auć! – syknął ktoś po tym jak w powietrzu rozległo się ciche, stłumione puknięcie. Wang podniósł głowę i zakrył usta dłońmi, zaskoczony, widząc przed sobą Youngjae. Chłopak siedział na jednej z ławek przy resztkach ogniska i pocierał tył głowy, patrząc na Jackson'a z kwaśną miną. – Wiem, wiem! Nie powinienem tyle na raz pić... nie musiałeś we mnie rzucać kamieniem, i tak już umieram – Chłopaczek jęknął, chowając twarz w dłoniach. A to wszystko jeszcze zanim Wang powiedział słowo. Opuścił dłonie i podszedł do osiemnastolatka.
- Wybacz, stary, nie widziałem cię. – Właśnie, ale jak to możliwe? Przecież patrzył w tę stronę. Może to dlatego, że miał ciemno zieloną kurtkę i do tego kaptur na głowie? Mógł go nie zauważyć, prawda?
Przysiadł się do przyjaciela i pogłaskał jego głowę w miejscu, w które trafił. O ironio, a jakby próbował, to by się nie udało. – Bardzo boli?
- Tak bardzo, że chyba zaraz zwymiotuję – mruknął w odpowiedzi młodszy, co ani troszeczkę nie pomogło w złym samopoczuciu Jackson'a. Ten westchnął, opuszczając głowę. Jeszcze tego mu brakowało, żeby zabił chłopaka dziewczyny, w której się zabujał.
Chociaż... może to jakieś wyjście?
Nie, no weź!
Potrząsnął głową i wsunął ręce do kieszeni kurtki.
- Hyung - zaczął młodszy, na co Wang odpowiedział mruknięciem. - Co się wczoraj działo? - zapytał.
- Nie pamiętasz? Nic? - Youngjae pokręcił głową, po czym znowu syknął z bólu, krzywiąc twarz w grymasie. - No więc, jak widzisz trochę przesadziłeś z piwem. Strasznie kleiłeś się do Chommi... - opowiadał Chińczyk, kiedy nagle wpadło mu do głowy coś okropnego. - ... i nie tylko! - Chłopak popatrzył na niego z przestrachem. - Tak! Do innych dziewczyn też, tuliłeś się do nich, szturchałeś i nawet chciałeś całować po policzkach, bo tak je wszystkie kochałeś. - Jackson pokiwał głową z uniesionymi brwiami.
- O nie - jęknął osiemnastolatek, płaczliwie i wbił wzrok w przestrzeń. Wyglądał tak, jakby cały świat mu się zawalił. Jackson natychmiast pożałował swojego kłamstwa i westchnął cicho. - Co one sobie teraz o mnie pomyślą?
Chińczyk, gdy to usłyszał przez pierwszych kilka sekund mielił w głowie słowa chłopaka i w końcu zamrugawszy szybciej ściągnął brwi ku sobie. Dlaczego pierwsze, o czym pomyślał, to opinia dziewczyn na jego temat a nie uczucia Chommi? Patrzył jeszcze przez chwilę na chłopaka, by w końcu wymusić śmiech i szturchnąć go w ramię mówiąc – Żartowałem! – Udawany śmiech zniknął kiedy zobaczył zdezorientowany wzrok Jae. Widocznie nie trafił z żartem.
- Kleiłeś się tylko do ChomChom – dodał, uśmiechając się lekko i wcale nieszczerze. Youngjae westchnął z wyraźną ulgą, jednak wciąż nie wyglądał na najszczęśliwszego na świecie. A tak właśnie powinno być. Choi Youngjae zawsze był szczęśliwy, z tego słynął, że jego uśmiech rozświetlał dzień często lepiej niż słońce. Gdy się śmiał, wszelka depresja i zdołowanie odchodziło w niepamięć. Miał dar do przynoszenia poczucia szczęścia ludziom wokół niego. Patrzenie, jak dar ten zanika to najgorszy ból na świecie.
Tego ranka dało się wywnioskować, że wycieczkowicze podzielili się na trzy grupy. Po ognisku wyłoniła się część bardziej niż szczęśliwa, wydawało się nawet, iż chodzili w jakiegoś rodzaju błogim uniesieniu, a należeli do niej przede wszystkim liderzy obu zespołów, Xiah i Alice. Gdyby ta ostatnia stwierdziła, że jej sekretem wiecznego szczęścia jest rozmowa z jednorożcami i wróżkami, nikt by się nawet specjalnie nie zdziwił. Do drugiej grupy należeli Jackson, Youngjae, Renee, która nie wiedzieć czemu od rana nie zamieniła z nikim ani słowa i sprawiała wrażenie chorej, BamBam – on też zachowywał się dziwniej niż zazwyczaj, nawet dziwniej niż ostatnio, co przecież też nie było normalnym jego zachowaniem. No i jest jeszcze Grace, która właściwie nie robiła nic innego niż zawsze, po prostu była sobą. Grupa ta charakteryzowała się przygnębiającym nastawieniem i niepokojącym zachowaniem, przy czym nikt inny oprócz tych pojedynczych osób nie wiedział, o co mogło im chodzić, za wyjątkiem Grace – jej problemem było po prostu wszystko. Bezstronni pozostali jedynie Yugyeom oraz Chommi, którzy próbowali zaakceptować humorki swoich przyjaciół i zrozumieć, co się tak właściwie stało. Przez drastyczną różnicę w samopoczuciu trzech wspomnianych grup nie było możliwości zadecydowania, co powinni robić ego dnia. Kiedy ktoś już miał pomysł, reszta nie miała ochoty go realizować. I tak bezczynnie toczył się ich piąty dzień na Jeju-do.

°

Około godziny piętnastej Jackson siedział w pokoju dziewczyn razem z Xiah i Alice. Mimo, że czuł potworne przygnębienie, starał się to maskować na różne sposoby. Nie miał przy sobie Mark'a, który wypełniłby jego potrzebę posiadania kogoś przy sobie fizycznie. Bo nawet jeśli rozmawianie z nim równało się z gadaniem do ściany, to pustka w jego sercu, wołająca o dostarczenie choćby małej porcji kontaktu fizycznego była zaspokajana. Mark lubił się przytulać, szczególnie do Jackson'a. Wang był w tym naprawdę świetny, przy nim każdy czuł się kochany i doceniany. Niestety Mark wrócił wczoraj do Seulu razem z Jinyoung'iem. JB wolał spędzać czas z Saeryeong, BamBam chyba się obraził na cały świat, a Yugyeom starał się nim jakoś zająć i przypilnować, by przypadkiem nie popełnił samobójstwa z tego całego focha. Z kolei Youngjae, to biedne słoneczko leczył się z kaca. Zostały mu tylko dziewczyny. Odwiedził więc Xiah i Alice w ich pokoju. Dziewczyny także miały połączone łóżka, na których porozrzucały swoje kosmetyki do malowania i rozmawiały na tematy, których mężczyźni nie powinni nawet próbować zrozumieć. Jackson jednak do normalnych nie należał, więc przysiadł się do nich i zaczął wypytywać, a nawet próbować na sobie poszczególnych produktów.
W komencie, kiedy Alice podkręcała mu rzęsy zalotką do pokoju weszła Chommi, a z telefonu Jackson'a zaczęły wydobywać się przeraźliwe krzyki. Był to nagrany głos Mark'a Tuan'a, krzyczący „JACKSON-AH~ KOCHAM CIĘ NAJMOCNIEJ NA ŚWIECIE!" Dziewczyny, włącznie z ChomChom popatrzyły na niego pytająco, na co ten uśmiechnął się uroczo i wzruszył ramionami.
- Kocha mnie! – po czym wziął telefon do ręki i odebrał połączenie od swojego przyjaciela. – Mark, mój najlepszy przyjacielu! – wrzasnął szczęśliwy. Mark odpowiedział mu coś, czego nikt poza Chińczykiem nie słyszał, ale jego reakcja mówiła jasno, że nie było to nic miłego, a nawet obraźliwego, przez co mina Wang'a nagle zrzedła. – Co słychać? – powtórzył, rzucając jednocześnie spojrzenie wszystkim trzem dziewczynom i w stronę okna. – Są straszne nudy, na dworze pada deszcz, ta mała świnka ChrumChrum wróciła właśnie ze spaceru ze swoim chłopakiem i jest cała przemoczona, Liderzy romansują dzisiaj w swoim pokoju, a BamBam chce się chyba zabić na kablu od swojej prostownicy. – Opowiadał beznamiętnym tonem, opierając się plecami o ścianę za nim. – Ja siedzę z dziewczynami i maluję paznokcie na różowy – odpowiedział po krótkiej przerwie, unosząc dłoń tak, by móc obejrzeć jeszcze raz swoje paznokcie. – Stary, nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to obrzydliwe uczucie. Nie rozumiem, jak one mogą sobie to robić codziennie. Jeszcze śmierdzi, jakby zawierało całą tablicę Mendelejewa. Tylko się dziwię, że jeszcze mi palców nie wypaliło.
W między czasie Chommi usiadła obok Alice i dołączyła się do zabawy w wizażystki. Widać nie przeszkadzało jej w ogóle, że miejsce, które zajęła było także blisko jej arcy wroga.
Nagle wszyscy usłyszeli dobiegający z słuchawki Jackson'a hałas. A skoro nawet dziewczyny to słyszały, to musiał to być naprawdę wielki huk. Popatrzyły na chłopaka, a on na nie i z przestrachem, wyprostował się, pytając, co się stało.
- Mark? Co to było? Wszystko w porządku? – Przez kilka sekund milczał z otwartą buzią. – Ma-Mark! Halo! Yah! Dlczaego, yah, Park Jinyoung, co tam się dzieje?! Aish, poważnie... - syknął, patrząc na ekran swojego telefonu.
- Co się stało? – spytała, przejęta Alice.
- Nie wiem, chłopaki chyba coś potłukli, Jinyoung nagle zabrał Mark'owi telefon i się rozłączył.
- Myślę, że to co im się pobiło, to ich potrzeba rozmowy z tobą – bąknęła Jung, co tak zaskoczyło Jackson'a, że nie zdążył się na nią zdenerwować. Dlaczego? Bo sam uważał, pierwszy raz w życiu, że dziewczyna mu naprawdę pocisnęła i to nie byle jak! Alice i Xiah śmiały się w głos i szturchały Chińczyka, który patrzył zszokowany i jednocześnie wbity w tę ścianę za nim, jak kołek w ziemię i jeszcze ze szczęką przy samym pępku na piętnastolatkę. Ta z zimną krwią testowała kolor czarny (jak prawdziwa savage) na swoich paznokciach i w ogóle nie zawracała sobie głowy reakcją pozostałej trójki.
- Taakaa jesteś? – przesiadł się na kolana, przy czym jednocześnie zbliżył do nastolatki. – A ja się starałem być dla ciebie taki miły!
- No szczególnie to „Chrum Chrum" było miłe, panie „z-Chin", przemiłe! – odwarknęła, patrząc mu prosto w oczy. – Te tabuny dziewczyn to jednak były szczęściary, że mogły z tobą chodzić, naprawdę wiesz, jak się obchodzić z kobietami! – Wygłosiła ten monolog z takimi emocjami, że atmosferę wokół dych dwojga można było kroić nożem. Na końcu jeszcze poklepała go po piersi, jak równego sobie wiekiem. Nie minęła chwila, a znowu zaczęli się kłócić, jak przed przyjazdem tutaj. To śmieszne, jak zmienne były ich charaktery. Jeszcze wczoraj wieczorem dzielili się piankami z jednego patyka, a dzisiaj znowu jedno krzyczy do drugiego, że nienawidzi go najmocniej na świecie. Chociaż to nie prawda. W gruncie rzeczy ani on tak nie myślał, ani nawet ona, choć najbardziej to wszystko przeżywała.

°

Dwa ostatnie dni spędzone na Jeju były już nieco męczące dla jedenastki młodych artystów. Od nastolatków, a czasem i dzieci szkoleni byli do życia w ciągłym ruchu, przystosowani do bezustannych prób, występów, stresu i emocji. Tak długa przerwa, jak tydzień laby to rzadkość u artystów JYP Entertainment. Niektórzy w tym czasie starali się mniej więcej utrzymać kondycję, ale większość z nich najzwyczajniej w świecie obijała się dnie całe. Powrót do wytwórni wiązał się także z powrotem do specjalistycznej diety, do całodziennych treningów i wstawania o świcie. Powrócą także styropianowe pojemniki z dokkboki i jedzenie w salach treningowych.
Ale przede wszystkim powróci ChomSon – nowy oficjalny duet JYP. Zbliżając się do dzielnicy Gangnam w Seulu, na której mieścił się budynek wytwórni, widzieli za szybami samochodów wielkie billboardy z największymi gwiazdami k-pop'u, w tym ostatni plakat GOT7, a w samym Gangnam na miejscu poprzedniego plakatu Chocolate Cake „Hot Debut" pojawił się plakat z Jackson'em i Chommi.
To oznaczało, że szykuje się przynajmniej trzytygodniowa promocja medialna. Ty tygodnie, dzień w dzień, godzina za godziną, wspólne ćwiczenie, tańczenie, śpiewanie – trzy tygodnie z Jang Chommi. Jak on to wytrzyma? Albo zabije ją, albo samego siebie.
A co potem? Co, kiedy skończy się promocja? I co w tym czasie będą robili pozostali? Kiedy będą mogli zacząć pracować nad kolejnym albumem skoro Mark nadal siedzi połamany w domu?
Wystko robi się coraz trudniejsze, wszystko plącze się coraz bardziej. Każdy ma coraz więcej sekretów. Czy zbliżają one do siebie ich wszystkich czy raczej dzielą?
- Witajcie w domu, moje kochane dzieci! - zawołał Park Jinyoung (ten oryginalny), kiedy uczestnicy wycieczki weszli do budynku wytwórni. Alice i Xiah natychmiast podbiegły do niego i przytuliły go, jakby na prawdę był ich ojcem, a reszta przywitała się ukłonem albo samym skinięciem głowy.
- Nie mogliśmy nawet zawieźć bagaży do domu, bo koniecznie nas tu potrzebowałeś - mruknął Yugyeom, ściągając kaptur z głowy nadal przygnębionego BamBam'a. - Ta podróż była na prawdę męcząca...
- Wierzę na słowo. Niestety musiałem was tu ściągnąć właśnie dzisiaj, aby przedstawić wam plany na najbliższy miesiąc.
Te słowa jakby ożywiły zebrany w korytarzu tłum. W oczach piosenkarzy pojawiły się iskierki szczęścia i podekscytowania. Przynajmniej teraz wiedzieli, że nie przyjechali tu na marne.
- Mark i Jinyoung powinni zaraz przyjechać, a tymczasem zapraszam was do sali teatralnej. - Po swoich słowach, wskazał dłonią w stronę, którą powinni się udać. - Mam nadzieję, że wypoczęliście wszyscy, bo teraz zacznie się ciężka praca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz